piątek, 16 stycznia 2009

wag(i)ner

czwartek, 15 stycznia 2009

krótka symulacja śmierci/walne spotkanie z wszechświadomością

Coś na temat poziomu 5 [symulacja stanu pośmiertnego/sądu ostatecznego] podczas doświadczenia z salvinorinem A.

to są takie tam wycinki z rozkminek.

Minuta obcowania z najprawdziwszą PRAWDA, szałwia i cała otoczka profanum wokół niej tj. wypieranie z pamięci, kompletna nieumiejętność opisywania doświadczenia + cała ta banda ignorantów + czas spędzony na rozkminkach jakoby to była zwykła głupia roślinka oddziałująca w taki właśnie specyficzny sposób na mózg - to wszystko oddala od prawdy.
Opisywanie jakiegokolwiek doświadczenia mija się z celem [potem dochodzi do takich nieścisłości - ktoś widzi choinki, zęby, albo zamek krzyżacki, halucynacje, halucynacje (jakie halucynacje? przecież to najczystszy przekaz, który klaruje się przez wykorzystanie wszystkich znanych naszemu mózgowi operacji, szałwia potrafi dla pełni swojego jednoznacznego przekazu specyficznie przekreować doznania muzyczne itp.)], natomiast warto rozkminiać symbolikę. Właściwie szałwia jest 'tylko' potwierdzeniem istoty wszechrzeczy, to coś w stylu 'zobaczyć - uwierzyć' [wszyscy to dostają jak na talerzu, a i tak większość nic z tego nie rozumie], z każdym doświadczeniem coraz to bardziej klarownym i oczywistym, właściwie strasznie przygnębiającym dla kogoś kto funkcjonuje w tym wszystkim na bardzo niskim, a może i najniższym [hehe] poziomie - jako człowiek.
Po strasznie mocnych ekstraktach/pierwszych doświadczeniach ciężko wynieść cokolwiek, nie ma się pojęcia co się widziało czy to cevy czy oevy, a całe doświadczenie jest wypierane do podświadomości, z kolejnymi podejściami jest już znacznie lepiej, poza tą chwilową nutą odnajdywania samego siebie, chwytania się kurczowo jakiegokolwiek najprostszego życiowego sensu, 'czy ja coś paliłem/am?' 'co się dzieje?' robi się już nadzwyczaj klarownie, acz bardzo upiornie i nieprzyjaźnie, poza tym są takie moments of truth , moments of clarity, hehe, kiedy wydaje Ci się, że 5 poziom jest znacznie bardziej oczywisty niż wymiar, w którym się znajdujemy, nasz wymiar doczesny, obczajasz i zaczynasz zdawać sobie sprawę z czym się spotkałeś.

Charakter doświadczenia.
Przede wszystkim szałwia może przemówić, głosem jakiejś osoby znajdującej się w miejscu gdzie palisz, głosem kreskówki, którą oglądałeś przed chwilą, czy głosem wyłaniającym się spośród muzyki, mogą się również pojawić jakieś elementy, plamy obrazów z przeszłości podczas całej tej gonitwy myśli [daleka jestem od nazywania tego halucynacjami, to raczej kwestia selekcji bodźców, które ONI wybierają] - szybki wgląd w całe swoje własne dotychczasowe życie [to jest dopiero życie przelatujące przed oczami, a nie jakiś tam skok adrenaliny po wypadku samochodowym! hehe], myśli jak przed śmiercią, ten stan jest jak sąd ostateczny, skłaniam się ku teorii, że po szałwii dostępujesz zaszczytu poznania świata duchowego [o dziwo każdy ma tam wstęp, za to mało kto cokolwiek czai, szałwia jak gdyby naprawia swój błąd i kasuje pamięć i świadomość doświadczonego stanu], gdzie czujesz, wręcz czasami masz wrażenie, że widzisz całe zastępy zmarłych [niedoświadczeni mogą uznać, że te ogromne wyłaniające się cienie, które widzieli gdzieś za sobą to zęby, które chciały ich zjeść, bądź rzędy choinek, albo zamek krzyżacki, plaża, płotek z westernu, hehe], którzy dawno zaakceptowali swój los, możesz odczuć emocje pojedynczych jednostek, często krzyczących do Ciebie, np. 'spokojnie, nic się nie stanie, ale tymczasem musisz się kłaść, my wszyscy to tutaj robimy', 'tu są wszyscy a teraz postępuj według naszych wskazówek', zazwyczaj odpowiadasz, coś co dotychczas było pomieszczeniem, wygina się, miksuje od Twoich słów [muzyki] w pościnany twór na kształt heliksu, spirali, tunelu, walca, który za chwilę Cię zmiażdży, uświadamiasz sobie, że całkowite 'domknięcie' to śmierć, w tamtej chwili próbujesz stać się jednym z elementów przedziwnej układanki, jednym z NICH, dociera do Ciebie, że musisz dołączyć do całej historii gatunku, do tych, którzy a zdążyli już przejść na tamtą stronę [ciekawe czy można załapać kontakt ze starożytnymi], doświadczenie w tym miejscu zazwyczaj kończy się, następuje reintegracja. Czasem nawet trzeźwi znajomi są wykorzystywani na potrzeby dopełnienia charakteru całego żywego przedstawienia, widzisz ich powyginane, skonsternowane miny w jednym wielkim 'o co chodzi', widać ich ewidentne nieprzygotowanie na spotkanie z tym przedziwnym, a jednoczesnie najbardziej oczywistym wymiarem. Często widać wyraźną granicę pomiędzy światem doczesnym, zazwyczaj w formie dwuwymiarowej 'tektury', która jak gdyby oddziela się i symetrycznie odbija na brzegach, wszystkie rzeczy w pomieszczeniach podobnie się rolują, kartkują, składają w wachlarze i jak gdyby odwracają na drugą stronę, zaczynasz sobie uświadamiać, że to w czym do tej pory żyłeś mimo swojej kolosalnej zajebistości jest skrajnie groteskowe i żałosne w porównaniu z tym co ukazuje się poza/zza tą/tej 'tekturą/y' [która na domiar jak gdyby ściska się do 1/4 normalnej perspektywy, masz wrażenie, że Twoje pole widzenia może operować tylko ćwiartkami, podczas gdy cały Ty obracasz się o 180 stopni, hehe, ciężko to określić, pewnie mózg już powoli zawodzi od natłoku, stąd te 'ograniczenia'], tam jest nieskończoność, nieodparte wrażenie, że gdzieś ZA Tobą i nie możesz tego empirycznie sprawdzić, nie istnieje czas [4 wymiar świata doczesnego], mimo to masz wrażenie, że istnieją dodatkowe wymiary [pewnie przez ten cały kontrast], wszystko jest ograniczone do jednej chwili, kumulacja ludzkich istnień, myśli, cały dorobek ludzkości zgromadzony w jednym miejscu i chwili, to wszystko jest wręcz porażąjące, to stężenie, ten ścisk istnień. Na styku wymiarów wszystko się miksuje, nieskończoność aż się rozdyma i wchłania wymiar doczesny. Czasem ciężko to sobie uzmysłowić, albo tego po prostu TYM RAZEM nie ma [ciągle mówię o poziomie 5, a nie o chwilowym, głupim zaniku ego i natychmiastowej reintegracji odbieranej jako JAKIŚ tam efekt], natomiast prawie zawsze czuje się bardzo wyraźną obecność 'ich', dusz z tamtego wymiaru + dochodzi wrażenie świadomości zbiorowej, świadomości przedmiotów, człowiek jest chyba najniżej w tej całej cudownej układance, totalnie nieświadomy, podczas gdy w cały wszechbyt, ta upiorna świadomośc została już dawno zaszczepiona ['upiorna', a może raczej, inna, dziwna, straszna dla nieświadomego do tej pory człowieka, sama w sobie upiorna na pewno nie jest, na pewno LEPSZA, ONI ją dawno zaakceptowali], czasem widać nawet specyficzne cienie zza odcinanych pasów. Ciężki temat, przecież podczas doświadczenia to jest oczywiste i podane na talerzu!
O dziwo im gorsze warunki człowiek sobie stworzy tym więcej może zobaczyć, na pewno odciśnie większe piętno, co może być całkiem niebezpieczne, nie ma to jak przedłużona do paru-, parunastu dni reintegracja.

Szanujmy szałwię.

Nie polecam również maratonów palenia szałwii, bo strasznie szybko 'uświadamia', najlepiej rozłożyć to jakoś w czasie, żeby życie miało jeszcze jakiś smaczek, mimo wszsytko :D fenomen reintegracyjny czyli radość z powrotu i rozwalanie wszystkiego ze szczęścia] już potem nie wsytępuje, wymienia się na 1-2 dniowy depresyjny hangover z rozkminami.

ktoś za mnie świetnie dookreślił termin 'fenomenu reintegracji':
"Niestety "normalna" rzeczywistość wydaje się teraz niej normalna a bardziej matrixowa. Mimo iż wielu przeżywa totalnie dantejskie sceny i jest przerażona ze strachu to Salvia pozostawia po sobie (i pewnym czasie) pozytywne odczucia. Czemu? Fenomenem jest ze po ukazaniu małostkowości i sztuczności świata, który uznajemy za jedyny realny, nagle chcemy korzystać z jego dobrodziejstw. Czujemy większa bliskość z ludźmi, bo wiemy, że wszyscy się tam znajdziemy."
AUTOR: mallemma


wtorek, 13 stycznia 2009

722

środa, 7 stycznia 2009

ontologiczna niepewność

"Nasz bohater obudził się (albo tak właśnie mu się śniło) z potwornym bólem głowy, który właściwie równie dobrze mógł być bólem zęba promieniującym na całą czaszkę. Zegarek na szafce (biurku?) przy łóżku (kanapie?) pokazywał godzinę 11:14. Nie wiadomo wszakże rano czy wieczorem. Nie wiadomo też czy zegarek dobrze chodził oraz czy chodził w ogóle. Równie dobrze wskazówki mogły zatrzymać się w tej pozycji kilka lat temu i nie poruszyć się w sposób zauważalny dla ludzkiego oka. Z resztą kto to widział żeby posługiwać się zegarkiem ze wskazówkami, który nie dość, że nie dostraja się poprzez szerokopasmowy światłowód z zegarem atomowym to jeszcze operuje na wyczerpywalnym źródle energii i nie wzywa nanita naprawczego, gdy tylko jakiś jego element przestanie funkcjonować prawidłowo. Jednak czy faktycznie taki ultranowoczesny zegarek byłby niezawodny? W końcu teoretycznie im coś bardziej skomplikowane tym więcej elementów może się formalnie rozkraczyć i zarówno przez czynniki zewnętrzne jak na przykład gryzonie przegryzające światłowód jak i wewnętrzne w rodzaju zużycia się układu odpowiedzialnego za monitorowanie prawidłowego funkcjonowania urządzenia." AUTOR: Tom de la beton

kultura

natura

próba mikrofonu....raz raz raz...